David Waldshan (Dawid Waldszan) - urodzony 28 lutego 1928 roku w Białowieży, syn Benjamina i Tani. Miał dwie siostry: Hindę i Mindel. Mieszkał na ulicy Stoczek. Przeżył wywózkę do Kobrynia i getto w Prużanie a potem kolejne obozy koncentracyjne: Auschwitz/Birkenau, Mauthausen, Gusen II i Gunskirchen. Po wojnie wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Ożenił się z Sarą Berman i ma troje dzieci. Mieszka koło Detroit. W 2016 roku w ramach projektu "Ocalony z Białowieży" odbyłam wyjazd do USA i nagrałam wywiad z Davidem Waldshanem, na podstawie którego powstał poniższy opis oraz film "Ocalony z Białowieży", który dostępny jest na naszym kanale You Tube. Kliknij, żeby zobaczyć film Ocalony z Białowieży Dawid Waldszan (ob. David Waldshan) - urodził się 28 lutego 1928 roku w Białowieży w rodzinie Benjamina Waldszana i Tani Judewicz. Miał dwie siostry - starszą o 4 lata Hindę i o 2 lata - Mindel, obie urodzone w Białowieży (odpowiednio w 1924 i 1926 roku), gdzie rodzice Davida przenieśli się z Prużany, prawdopodobnie niedługo przed urodzeniem pierwszej córki. Ojciec Davida, Benjamin Waldszan pochodził z Szereszewa (ob. na Białorusi), z rodziny rabinów i nauczycieli. Jego ojciec, dziadek Davida, Abraham Aron Waldszan był rabinem w Szereszewie a następnie w miejscowości Olkieniki (obecnie na Litwie). Brat Benjamina, Izaak Waldszan też był rabinem, drugi brat Joel Waldszan był nauczycielem, a potem dyrektorem szkoły w Szereszewie, a dwie siostry Benjamina wyszły za mąż za rabinów. Sam ojciec Davida, Benjamin, również, zanim przybył do Białowieży, był nauczycielem. Była to ciężka praca, ponieważ pełnił rolę nauczyciela w kilku szkołach w okolicznych miejscowościach, gdzie musiał dojeżdżać i rzadko bywał w domu. Za radą ojca Tani, Herszla Judewicza, rodzina postanowiła przenieść się do Białowieży w poszukiwaniu lżejszego życia, prawdopodobnie około 1924 roku. Tania Judewicz pochodziła z Prużany (która przed wojną była miastem powiatowym dla Białowieży, obecnie znajdującym się w Białorusi), a jej ojciec był właścicielem małego zakładu produkującego terpentynę w Prużanie i miał kontakty handlowe z mieszkańcami Białowieży, w której ją pozyskiwano (z żywicy drzew). Herszel pomógł Tani i Benjaminowi osiedlić się w Białowieży i założyć tam sklep spożywczy. Sklep połączony z domem, mieścił się na ulicy Stoczek 1 (obecnie ul. Waszkiewicza 1, w którym dziś również mieści się sklep spożywczy) i miał szyld "Sklep słodycze i owoce". Można było w nim kupić także lody domowej roboty, produkowane z lodu przechowywanego w lodowni koło domu, pozyskiwanego z zamarzniętej rzeki Narewka, przecinającej Białowieżę. Przez rok czy dwa Benjamin prowadził też stację benzynową zlokalizowaną niedaleko domu, wydając benzynę kilku samochodom i ciężarówkom, jakie były wtedy w Białowieży. Mimo że Benjamin przestał pracować jako nauczyciel, dom był pełen książek, zarówno po polsku, jak i w jidysz i po hebrajsku, a nacisk w domu położony był na edukację. David wspomina, że nie miał czasu na zabawę, bo ciągle się uczył: rano w szkole powszechnej wspólnie z dziećmi polskimi i białoruskimi, odrabiając lekcje po powrocie do domu a po południami i w sobotę w synagodze z ojcem, który uczył go hebrajskiego, Tory i Tanachu. Jidysz uczył się mimochodem, bo po prostu cała społeczność żydowska w Białowieży mówiła między sobą w jidysz. Dlatego David nie pamięta zbyt wielu zabaw ani imion kolegów i koleżanek, choć wspomina jeżdżenie na drewnianych sankach, nartach i łyżwach zimą. Mama Davida, Tania Judewicz miała w Prużanie brata Salomona Judewicza, którego żona, Lena Najdus Judewicz była znaną dentystką w Prużanie. Oboje byli bardzo zaangażowanymi działaczami społecznymi, Salomon stworzył miejsce opieki dla ubogich dzieci pod Prużaną i oboje pomagali też rodzinie Davida, kiedy ci osiedlali się w Białowieży. Lena Judewicz wyjechała przed wojną do USA odwiedzić swoją rodzinę, gdzie zastał ją wybuch wojny, dzięki temu przeżyła. Salomon Judewicz zginął w Auschwitz-Birkenau. Tania miała też dwóch innych braci - Arona w Prużanie i Mitię, mieszkającego w Wilnie. David wspomina relacje między Żydami a polskimi i białoruskimi mieszkańcami Białowieży jako bardzo dobre i życzliwe, choć pamięta dwa zajścia antyżydowskie. Podkreśla jednak pozytywne historie - uratowania go przez polskiego chłopca, kiedy tonął w rzece oraz przechowania w trakcie wojny paczki drogiego mydła przez doktora w Białowieży, dzięki któremu ich sytuacja w getcie w Prużanie była znacznie lepsza. Z września 1939 roku David pamięta, że przez Białowieżę przechodziło wojsko polskie, uciekające przed nadciągającą armią niemiecką, a ludzie pochowali się w wyciemnionych domach. 10 dni później do Białowieży weszły wojska rosyjskie. David wraz z innymi dziećmi uczęszczał do otwartej przez Rosjan szkoły, w której uczono tylko po rosyjsku. Warunki życia nie były bardzo złe, sklep ojca jakiś czas działał, ale w końcu, w 1940 roku, Benjamin wezwany do sądu, został zmuszony do jego zamknięcia. Zamknięta została też synagoga. W czasie niemieckiej okupacji [od 27 czerwca 1941] ojciec Davida musiał pracować przymusowo dla Niemców. Zajmował się rąbaniem drewna na stacji kolejowej niedaleko Pałacu Carskiego, w czym David czasem mu pomagał. Wszyscy Żydzi nosili żółte łaty na przedramieniu. Sklep był zamknięty, ale David wspomina, że rodzice mieli krowę, którą kupili w czasie okupacji rosyjskiej. Ojcu Davida udało się uniknąć rozstrzelania w masowej egzekucji w Żwirowni [gdzie 9 VIII 1941 rozstrzelano 77 mężczyzn i chłopców żydowskich między 16 a 45 lat] ponieważ, mimo że miał około 45 lat, był cały siwy i nosił brodę, co powodowało, że wyglądał dużo starzej. W czasie deportacji Żydów z Białowieży [10 sierpnia 1941] rodzina Davida została wygnana z domu tylko z niewielkim bagażem, porzucając cały swój dobytek. Ciężarówką wraz z grupą innych Żydów z Białowieży, zostali przewiezieni do Kobrynia, gdzie spędzili około 6 tygodni. Potem, zgodnie z ogłoszeniem Judenratu o przenosinach do Prużany osób, które mają tam rodziny, zostali przewiezieni do getta w Prużanie, gdzie mieszkali dwaj bracia matki Davida - Salomon i Aron Judewicz. W getcie w Prużanie, gdzie każdy musiał mieć zatrudnienie, David, który miał wtedy 13 lat, pracował jako pomocnik w sklepie stolarskim, który mieścił się w dawnym budynku szkoły hebrajskiej Jawne. Warunki życia były trudne, choć według Davida, lepsze niż w innych gettach, nie umierano z głodu. Rodzinie Davida udało się też odzyskać dwa pudełka luksusowego mydła, które oddali na przechowanie polskiemu doktorowi w Białowieży tuż przed swoją deportacją do getta. Mydło odebrał od doktora kuzyn Davida, Jakub Barbel, który był w Prużanie elektrykiem i został wysłany przez Judenrat do Białowieży na żądanie Niemców, którzy potrzebowali tam specjalisty elektryka. Sprowadzone do getta mydła, wujek Davida, Aron Judewicz wymieniał u okolicznych rolników na jedzenie. W czasie likwidacji getta w Prużanie przez Niemców, David wraz z ojcem, matką i obiema siostrami znalazł się w pierwszej z czterech grup deportowanych do Auschwitz-Birkenau. 28 stycznia 1943 roku razem z 2500 ludzi zostali przewiezieni saniami, przez zwołanych przez Niemców z okolicy mieszkańców, do miejscowości Linowo, gdzie była stacja kolejowa [w Prużanie nie było]. Pozwolono im zabrać tylko to, co mogli sami nieść. Nie wiedzieli dokąd Niemcy ich zabierają. Przy wsiadaniu do pociągu, David z ojcem zostali rozdzieleni z matką i siostrami, które zostały wtłoczone do innego wagonu. Po półtora dnia w bydlęcych wagonach, stłoczeni w ścisku po 100-150 osób w każdym, 30 stycznia 1943 dotarli do Auschwitz-Birkenau. Od razu na stacji Niemcy w towarzystwie kapo i psów przeprowadzili selekcję. Osoby w wieku 18-45 lat, które wyglądały na użyteczne dla Niemców były kierowane na jedną stronę, pozostali, na drugą stronę i jeszcze tego samego wieczoru byli zabijani w komorach gazowych. Zginął wtedy ojciec Davida, Benjamin Waldszan. Nie wiadomo, jaki był los sióstr i matki. David, kierowany jakąś intuicją, sam dołączył niespostrzeżenie do grupy młodych mężczyzn. Nie wyglądał na swój młody wiek (miał wtedy 15 lat) dzięki temu, że miał na sobie dwa grube płaszcze, które na wszelki wypadek poradził mu założyć na siebie wujek, Salomon Judewicz, kiedy opuszczali getto. Po selekcji na rampie w Birkenau, Davidowi wytatuowano numer obozowy na przedramieniu 98135 [pod którym na liście więźniów, znajdującej się w Archiwach Auschwitz zanotowano z błędem nazwisko "Walczon"]. David i jego wujek Salomon Judewicz, który też przeżył selekcję, przebywali w Birkenau 5-6 tygodni. David pracował w stolarni, Deutche Ausrüstungwerke (DAW), jako pomocnik przy produkcji futryn do drzwi i okien. Wkrótce odbyła się następna selekcja. Niemcy kazali wystąpić z szeregu wszystkim poniżej 16 roku życia, ale Salomon nakazał Davidowi nie ruszać się z miejsca, i tym samym ocalił go od śmierci. Sam zmarł parę tygodni później. David został przeniesiony do obozu głównego w Auschwitz. Jedynym krewnym, jaki mu pozostał był kuzyn, Jakub Barbel, elektryk z Prużany. Po 3-4 miesiącach w Auschwitz, David przeszedł kolejną selekcję, przeprowadzaną przez niemieckiego lekarza. W Auschwitz David przebywał do końca stycznia 1945, kiedy w związku ze zbliżaniem się wojsk rosyjskich, Niemcy ewakuowali więźniów do innych obozów. David trafił do obozu koncentracyjnego w Mauthausen w Austrii, który według niego, był jeszcze gorszym obozem od Auschwitz. Spędził tam kilka tygodni na kwarantannie, a następnie został wysłany do obozu pracy w Gusen II, gdzie w strasznych warunkach kopał podziemne tunele i wywoził z nich glinę [Niemcy chcieli zrobić w nich podziemną fabrykę samolotów]. Po paru miesiącach w Gusen II, Niemcy przenieśli więźniów do obozu w Gunskirchen. Tam, w potwornych warunkach, umierając z głodu przez 7-8 dni doczekał wyzwolenia przez wojska amerykańskie 15 maja 1945 roku. Pamięta, że wiele osób na skutek nagłego nadmiernego jedzenia, umarło. Po wyzwoleniu obozu David wraz z innymi wyzwolonymi, spędził parę miesięcy w szpitalu i ośrodku rehabilitacyjnym, gdzie dochodził do zdrowia. Następnie, wspierany przez Joint Distribution, mieszkał i uczył się u prywatnych nauczycieli w austriackim miasteczku Goisern, do czasu gdy w maju 1949 roku zdał maturę w Salzburgu. Wywiad w USA zrealizowano w ramach projektu "Ocalony z Białowieży" finansowanego ze środków Stowarzyszenia Żydowski Instytut Historyczny w Polsce oraz Fundacji Edukacyjnej Jacka Kuronia. Na stronie projektu "Still Here" prowadzonego przez Briana Marcusa, David Waldshan mówi: "Zostałem cudownie przeznaczony przez Najwyższego, który miał jakiś cel w Swoim umyśle, do ocalenia od piekła. Ten cel jest dla mnie wielką tajemnicą. Może jest nim to, bym dawał świadectwo i oddawał cześć moim polskim miastom - Białowieży i Prużanie, gdzie 9200 Żydów, 84 % żydowskiej populacji, zginęło w ciągu 4 dni likwidacji prużańskiego getta." Dzięki Brianowi Marcusowi udało się nawiązać kontakt z Davidem Waldshanem na kilka dni przed uruchomieniem tej strony. Po wizycie w domu Davida pozostajemy w stałym kontakcie.
David Waldshan
David wspomina, że społeczność żydowska w Białowieży nie należała do bardzo religijnych. Tylko niektórzy mężczyźni mieli brody (między innymi jego ojciec Benjamin), przestrzegano jednak koszeru, obchodzono szabat i święta. Pamięta jedną, drewnianą synagogę, do której uczęszczał każdej soboty i w święta.
David, od września 1939 roku miał przenieść się do Prużany do wujostwa ze strony matki - Leny i Salomona Judewiczów, żeby uczyć się w szkole hebrajskiej Jawne, ale wybuch wojny zniweczył te plany.
W tym czasie nawiązał kontakt z ciotką Leną Judewicz, którą przed wojną uchronił wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Dzięki pomocy Jointu wyjechał do USA w styczniu 1950. Pozostając pod opieką amerykańskich organizacji pomocowych, Joint and HIAS, osiedlił się w Worcester koło Bostonu. Początkowo pracował w fabryce materacy, ale ze względu na ciężkie warunki pracy, przeniósł się do pracy przy produkcji tabletek w firmie farmaceutycznej. Cały czas kontynuował naukę, w pół roku skończył liceum i zrobił amerykańską maturę. Przeniósł się do Detroit, miasta przeżywającego wtedy swój gospodarczy rozkwit, w związku z powstawaniem fabryk samochodów w miejsce fabryk zbrojeniowych. Początkowo pracował w firmie produkującej zderzaki samochodowe, a potem w kolejnej produkującej przekładnie do samochodów. Cały czas się kształcił, najpierw w szkole dla kreślarzy, następnie ukończył studia z Inżynierii Przemysłowej na Uniwersytecie. Został przyjęty do pracy w General Motors, gdzie, jako projektant w dziale Inżynierii Produkcji pracował aż do emerytury. W międzyczasie, w 1966 roku poznał Sarę Berman, urodzoną w Polsce pod koniec wojny w rodzinie ocalonych Żydów z Kałuszyna, i tego samego roku wziął ślub. Ma troje dzieci: Tammi, Benjamina, Alaine oraz sześcioro wnuków. Mieszka razem z żoną w Farmington Hills koło Detroit.
Źródła:
- David Waldshan